Kiedy ostatnio tak naprawdę wierzyliście w magię? Kiedy wydawało Wam się, że wystarczy poczekać, a za chwilę wydarzy się coś niesamowitego? Pomniki zaczną się ruszać, z ciemności wyłoni się jakaś tajemnicza postać albo kropla spadająca na taflę wody spełni jedno Wasze życzenie… Ja po raz pierwszy i ostatni uwierzyłem w magię kilka miesięcy temu w Rotterdamie.
Nie tak wyobrażałem sobie początek tego bloga oraz kolejnego sezonu podróżniczego, ale stało się – nie pojechałem. Pokonała mnie pogoda – Warszawa zaserwowała mi z samego rana mega burzę, która skutecznie zniechęcała do wyjazdu. Jednak najbardziej przygniotło mnie wywołane naładowaną sesją i pracą zmęczenie, które dobitnie poczułem dopiero wczorajszego wieczoru. Mimo to spakowałem się i w pełni przygotowałem do kolejnej podróży. Zrobiłem to, ponieważ zdarzyło się już, że kilka godzin snu potrafiło naładować mi baterie na całe dnie podróży. Jak chociażby było to w przypadku majówki w Holandii.
Wypodróżować siebie 